LUC wystąpił w Opolu
2009-03-12 14:06:54 | OpoleMimo że należy do wąskiego grona cenionych przeze mnie artystów w tej chwili na polskiej scenie – za to co gra, za to co robi i za to jaki jest – to muszę z przykrością stwierdzić, że ten koncert nie należał do udanych. Niestety. Dlaczego?
A dlatego, że muzyka zespołu naprawdę działa na zmysły i uczucia, wprawionym słuchaczom od razu wpada w ucho, a niecodzienny wokal sprawia, że po płyty L.U.C.-a chce się sięgać ponownie. Jednak widocznie inaczej jest na koncertach. Muzyka spłycona, brak treści w tekstach (pewnie dlatego, że nie sposób było zrozumieć słów), rozpraszacze uwagi w postaci rekwizytów, przebrań i całej otoczki koncertu odwracającej uwagę od samego celu.
Już na początku po wparowaniu na scenę Łukasza z wieszakiem stało się jasne, że artysta chce z imprezy zrobić jakiś rodzaj sztuki, połączyć film, teledysk, groteskę, lirykę i grafikę z muzyką. Nie wiem tylko czy założenie było słuszne i czy udało się je zrealizować. Momentami zapominało się po co się przyszło, a widząc wielkiego kurczaka z trąbką, pudełko papierosów grające na perkusji i banana trzymającego gitarę można było poczuć się lekko zdezorientowanym. W większości muzycy sięgali po najnowsze kawałki z promowanej płyty „Planet L.U.C” czyli „Co z tą Polską - soviet menel kisiel”, „Czy ja wyglądam jak żagle”, „Kiedy nie będzie lekko”, „Remont na arteriach mego życia”, „Happy End And Up Happy Hands”. Zagrali też parę starszych kawałków np. hit „Pierwsze przebudzenie – miasto stumostów”.
Niemniej jednak muszę przyznać Łukaszowi, że potrafi się zachować na scenie. Wielki szacunek dla niego nie za to jak zespół grał, nie za to jaki spektakl zrobił, ale za to jaki był w relacji z innymi – z fanami. Mimo garstki zgromadzonych opolan w MOK-u, Łukasz wydawał się dawać z siebie jak najwięcej, nie przejmował się tymi, którzy na koncert nie przyszli, tylko poświęcał uwagę tym, którzy się pojawili. Nie jedna wielka gwiazda w tej sytuacji zagrałaby krótko i „na odwal się”, albo w ogóle spakowałaby manatki i ruszyła dalej. Za to dzięki.
Anna Kensoń
anna.kenson@dlastudenta.pl